Skip to main content
search
0

Zakończyliśmy drugą edycję konkursu na najlepszy paragon z podróży. Dzięki za sporą ilość zgłoszeń. Wyników możecie się spodziewać 28-29 stycznia.

 

Wakacyjne wyjazdy są klasykiem w życiu każdego, ciężko pracującego człowieka. To, co zostanie z opłaconych rachunków, składek, kredytów i rat człowiek przeznacza najczęściej na jakąś kilkunastodniową ucieczkę w lepszy świat. Przygnębia mnie brak świadomości w podejmowaniu wyboru miejsca, gdzie przepijany i przejadany będzie całoroczny owoc wstawania o 7 i wracania do domu po 15. Łapie się za głowę słuchając każdorazowo traumatycznych opowieści z wakacyjnych wyjazdów za całoroczne oszczędności. Z Francji wysłuchuję opowieści ile to trzeba było czekać pod wieżą Eiffla, żeby móc zrobić sobie zdjęcie bez osób trzecich. Wypoczynkowy wyjazd na Kretę zapamiętany został jako krwawa walka o niewytarty widelec w hotelowej restauracji. Wizyta w barwnym i pełnym zapachów Maroko relacjonowana jest jako walka z wszechobecnym brudem i odpieranie zamachów na swoje życie ze strony chciwych na maxa sklepikarzy. 

 

stopstop

 

Jak większość dzisiejszych młodych ludzi powinienem mieć to w hen z tyłu i potwierdzić swoją obojętną postawę wklejeniem tu jakiegoś kwejkowego obrazka z podpisem „Nic mnie nie obchodzi, pierdole wszechświat” albo coś w tym stylu. Ostatnio jednak leciał w telewizji Król Lew, gdzieś mi tam wpadła też w ucho muzyczka z Pokahontaz (feat. Babcia Wieżba). Przypomniały mi się czasy dzieciństwa więc w tym tekście spełnię  sobie rolę mocarnego superbohatera nawracającego ludzkość.

 

Poruszam dziś sprawę z „podróżniczego świata” nadającą się  do podróżniczej komisji ds. niewyjaśnionych. Niby proste jak drut, ale jednak kręte jak sprężynka. Czemu ludzie jeżdżą tam, gdzie tak na prawdę nie chcą być? Po co marnują czas i pieniądze, skoro i tak nie da im to satysfakcji?

Droga do bycia zadowolonym z własnego wyjazdu jest prosta i krótka:

Pojedź w miejsce, które dostarczy potrzebnych Ci emocji.

Tu nie chodzi o żadne zera na koncie, wygodne, antyalergiczne poduszki w hotelach czy stopnie Celcjusza. Wybierz miejsce, które pozwoli Ci odpocząć w sposób, w jaki na prawdę chcesz to zrobić.

Następuje tu zdarzenie z pewną nijaką i twardą jak żelbet barierą znaną pod nazwą sugestia. Rozglądając się dookoła łatwiej zarazić się czyimś pomysłem niż mors nigrą w XIV wieku. Co sieję zgubę? Po pierwsze reklamy i foldery turystyczne. Nie mam nic przeciwko wyjazdom zorganizowanym, dobrze wiem, że nie każdy lubi stać przy drodze czasem nawet i po kilka godzin wymachując przy tym kciukiem jak TIRówka. Lubię biura podróży. Fatalny bywa jednak skutek uboczny ich reklam. „Paryż – super oferta”, „Paryż – odkryj najpiękniejszą stolicę Europy”, „Paryż – stolica zakochanych”. Marketing zżera zalążki własnych, głęboko schowanych pomysłów na wyjazdy. Potem taki dialog ze znajomym:

-Ej, wpadłem na pomysł, żeby przejechać Toskanię na rowerze.

– No co Ty, zgłupiałeś. Byliśmy z dziewczyną w Paryżu na weekend. To jest miasto.

Słyszysz to raz, drugi, trzeci. Rezygnujesz. Już nigdy nie wrócisz do swojego pomysłu tylko targany przez sugestię odwiedzisz miejsca podane Ci na tacy przez reklamę. Mogę tylko zareagować:

[youtube width=”560″ height=”320″ video_id=”VDW0ZnZxjn4″]

 

 

Gdyby nagle wszystkie firmy turystyczne wrzuciłyby na okładki folderów uśmiechniętego dromadera z napisem „Wyjedź do zajebistego Turkmenistanu” ruch turystyczny za Morzem Kaspijskim wzrósł by o  (wstaw cyfrę)00%.

Punkt drugi i ostatni to znajomi. Nie sugeruj się tym co mówią. To na prawdę doskonale, że świetnie bawili się na chińskim balu przebierańców we wiosce pod Nanjing podczas swojej backpackierskiej podróży dookoła świata. Ty jednak wolisz leżeć na plaży w Egipcie. Więc jedziesz do Egiptu, wynajmujesz leżak za kilka Euro za dobę i leżysz.

Albo nie, to nie był ostatni punkt. Zainteresowanie. Jedziesz gdzieś to wklep chociaż raz w google nazwę kraju, do którego wypalasz i naucz się przynajmniej odróżnić flagę od flagi sąsiadów. Im więcej wiesz o odwiedzanym miejscu, tym niżej szczęka ci opada. Zawsze podziwiam tatę, który czyta i czyta i ja nie wiem gdzie on tą wiedzę mieści, ale jak już gdzieś pojedzie to myślę, że nie raz potrafiłby opowiedzieć lepiej o zabytku niż przewodnik w czapce z daszkiem. Szczerze mówiąc to sami musimy nad tym punktem jeszcze popracować, bo bywa, że trafiamy do szczególnych miejsc, a po powrocie kopiemy się po głowach w ataku chaotycznego żalu spowodowanego naszą niewiedzą. Wyciśniesz z wyjazdu więcej mając wiedzę na temat kultury, historii, przyrody itd. Ja wiem, że wszyscy to wiedzą i to nic nowego. Dlaczego więc mało kto o to dba? Jeszcze gdzieś przeczytałem, że podróże nie kształcą. Gówno prawda. Kształcą. O tym już innym razem.

Sprawa jest niewyobrażalnie prosta. Masz chwilę wolnego i trochę pieniędzy, nie jedź do tego Paryża. Pomyśl o tym, gdzie jest to miejsce, w którym chcesz się znaleźć. Zadaj sobie pytanie:

Co mnie tam ciągnie?

Odpowiedź daje znać czy warto już prać plecak/czyścić walizkę czy nie.

Trzymam kciuki za świadome wybory.

[youtube width=”560″ height=”320″ video_id=”D9XYKY4Km20″] [fb-like]

Tak na marginesie, dlaczego to Paryż jest miastem miłości ?

Dołącz do dyskusji! 5 komentarzy

Miejsce na Twój komentarz

*