Goa, Dżungla

Miejsce: północne Indie + Goa, czyli najcudowniejsze miejsca na świecie!

Czas: 1 miesiąc

Skład: 2 osoby

Liczba przebytych kilometrów: ok. 5520 km

Sposób transportu:

  • samolot
  • pociąg
  • taksówka
  • riksza

Noclegi: hotele, (prawie) wszystkie gorąco polecam:

  • Delhi – Cottage Yes Please, Mini Yes Please (rewelacyjne ceny – zwłaszcza Mini – 350 Rs./ 2 os., dobre położenie)
  • Jaipur – Krishna Palace (fajnie jest pomieszkać sobie w prawdziwym pałacyku J, nawet za troszkę wyższą cenę – 850 Rs./ 2 os.)
  • Chandigarh – Kailash Palace (właśnie tego nie polecam – brudny, z zimną wodą, średnio fajną obsługą i kosmiczną ceną – 1000 Rs./ 2 os.)
  • Mumbai – Hotel Oasis (w Mumbaiu trudno o coś lepszego, a ten ma świetną lokalizację, 1000 Rs./ 2 os.)
  • Goa , Palolem– chatki na plaży, do wyboru, do koloru , w lutym ok. 400 Rs./ 2 os.

Wskazówki:

  • niezbędnym elementem wyjazdu jest zakup pashminowego szala, bo nigdzie indziej na świecie nie przydają się one tak jak w Indiach – można ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami ; owinąć się nim w rikszy, gdy wieje wiatr; zakryć włosy w razie potrzeby (to oczywiście uwaga dla pań); można także spokojnie na nim spać, np. na dworcu .
  • jeśli trafisz do Chandigarhu, pamiętaj o: 1. przepustce do budynków rządowych (które warto zobaczyć ) – przepustki można zdobyć w biurze turystycznym znajdującym się nad dworcem autobusowym (co jest świetnym biurokratycznym doświadczeniem!); 2. o zarezerwowaniu wcześniej hotelu, chociaż na jedną noc – z niewiadomych przyczyn cudzoziemcy nie są mile widziani w hotelach, a bez rezerwacji ciężko jest znaleźć jakiekolwiek łóżko do spania – przerobione na własnej skórze!
  • dla równowagi, na boskim wybrzeżu Goa nie warto rezerwować noclegów; lepiej jest zostawić kogoś z plecakami w charakterze stróża i przejść się po plaży, pytając o ceny. Ceny na miejscu są kilkakrotnie niższe niż ceny internetowe, a zawsze można się jeszcze potargować!
  • na delhijskie zakupy polecam tylko i wyłącznie Sarojini Nagar – najfajniejszy zakupowy market w Delhi, gdzie wszystko można kupić w naprawdę dobrych, prawie „tubylczych” cenach.
  • uwaga kosmetyczna jeśli chcesz zrobić sobie naprawdę ozdobne i wytrzymałe mehendi, musisz udać się do zwykłego salonu kosmetycznego. Faceci na ulicach może malują i niezłe wzory, ale nie z prawdziwej henny, więc takie mehendi, mimo, że tańsze, wytrzyma tylko kilka dni.
  • nie jesteś NRI, więc w każdym muzeum musisz płacić za bilet wyższą stawkę (a w Taj Mahal – nawet bardzo wyższą)… Ale jeśli jesteś studentem, w większości miejsc zapłacisz za wejście jak Indus (i znowu, w Taj Mahal ten sposób nie działa) .
  • nigdy nie kupuj biletów kolejowych w pseudo-agencjach. Zupełnie niepotrzebnie zapłacisz prowizję – na każdym większym dworcu są biura dla turystów i tam spokojnie możesz zaplanować swoje trasy i kupić potrzebne bilety. To samo dotyczy riksz – jeśli w pobliżu jest budka pre-paid, po co się targować .

Koszt (na osobę):

  • bilet – 1700 zł, Finnair
  • 2 x loty lokalne (GoAir, IndiGo ) – ok. 200 zł
  • przejazdy na miejscu (pociąg, taksówka, riksze)– ok. 200 zł
  • wiza – 184 zł
  • hotele – ok. 900 zł
  • jedzenie – ok. 600 zł
  • pamiątki – 400 zł (ale jako kobieta czuję się usprawiedliwiona!!! )
  • suma – ok. 4100 zł

Opis:

Choć od  mojego wyjazdu do Indii minął już jakiś czas, na tapecie komputera cały czas mam zamieszczone jedno zdjęcie – zrobione w Raj Ghat w Delhi, na którym stoję otoczona gromadką indyjskich dziewczynek. Tylko kawałek blond włosów pokazuje, że ja to ja  Nie mam zdjęcia z tego, co stało kilka sekund po tamtym ujęciu – nie przewidziałam, że fotkę ze mną będzie też sobie chciała zrobić cała, ogromna klasa chłopców, a każdy z nich planuje dotknięcie takiej jasnej czupryny. Na szczęście miejscowi strażnicy zachowali czujność i zdążyli uratować mnie przed całkowitym stratowaniem, a ja sama straciłam tylko trochę włosów.

Nie pamiętam, co robiłam we wtorek tydzień temu, ale z mojej wyprawy do Indii przywiozłam ze sobą niezliczoną ilość wspomnień. W każdej chwili przywołać mogę zapach smażonych na głębokim tłuszczu gulab jamun w jednym z sektorów Chandigarhu, uśmiechy wszystkich napotkanych w ciągu tego miesiąca ludzi (a Indusi uśmiechają się naprawdę dużo! ), fabuły ukochanych bolly, dla których poszłam do miejscowego kina, mimo, że w hindi nie mówię ani słowa (no, oczywiście oprócz pyaar i mera nam Marta hai ), a nawet cios zadany spadającymi z góry resztkami kokosa, które ktoś nieopatrznie wyrzucił przez okno, prosto w moją głowę .

W ciągu tego miesiąca poznałam naprawdę spory kawałek świata. Widziałam oszałamiające bogactwo i skrajną nędzę, poznałam ludzi, którzy mimo niewiarygodnych przeciwności losu są tak samo niewiarygodnie pogodni, zwiedziłam miejsca zupełnie turystyczne (jak Taj) i te przez turystów zapomniane (cudowny, betonowy Chandigarh). Ale cały czas mam wrażenie, że jeszcze dużo przede mną… Dlatego już niedługo wracam, tym razem na południe.

 

Słoń Goa

Najmilszy słoń na świecie, Goa – prawda, że kochany??!

 

Tatuaż henna Delphi

Jedno z moich ulubionych zdjęć, zrobionych na delhijskich ulicach – ale, jeśli chcesz mieć trwałe mehendi, idź do salonu

 

goa ceny
Open Hand Monument, symbol Chandigarhu, znak pokoju i harmonii, zaprojektowany oczywiście przez Le Corbusiera.

 

Raj Ghat, Delhi – na chwilę przed katastrofą

                      Marta Kościelska

[fb-like]