Skip to main content
search
0

Coś, czego nie dokonał żaden człowiek dokonały dwa zwierzęta hodowlane. Świnia i Osioł po czterech dniach morderczej wędrówki zdobyli szczyt Kang Yatze II 6175 m n.p.m. Tak miał wyglądać nagłówek tego wpisu, jednak jak to w życiu bywa nie wszystkie plany udaje się zrealizować. Ale po kolei…

Dawno, dawno temu Świnia i Osioł wymyślili sobie, ze podczas swoich podroży będą co roku zdobywali szczyt o 1000 m wyższy od poprzedniego. Po Mitikas 2919 m, Jabal Tubkal 4167 m i Kazbeku 5042 m przyszedł czas na szesciotysiecznik. I dlatego wyjechali w Himalaje.

Przed wyjazdem Osioł przeszukał w sieci niezliczone ilości stron i wybrał dla siebie i Świni gore odpowiednia dla ich racic i kopyt – Kang Yatze II 6175 m n.p.m. – niezbyt trudna technicznie i mało popularna wśród turystów przebywających w Ladakhu.

Wystartowali po południu, pełni energii z Shang Sumdo 3670 m n.p.m. – wioski położonej 60 km od Leh. Po dwóch godzinach rozgrzewki słońce schowało się za górami i trzeba było rozbić namiot.

Wtedy jeszcze humory dopisywaly…

Właściwa wędrówka w górę rozpoczęła się nazajutrz. Wspaniała trasa prowadziła głęboko wciętą dolina rzeki Chuskyurmo. Początkowo Świnia nażarłszy się wcześniej obficie nadawała tempo wędrówce. Pełniła tez role przewodnika, jako ze jej świński nos świetnie odnajdywał drogę usłaną końskimi kupami…

Na pierwszym etapie wędrówki, czując pachnące ślady pozostawione przez konie i muły, Świnia parła naprzód jak szalona.

Po godzinie wędrówki Osioł swoim zwyczajem wdepnął kopytem w rzekę, zdradzając pierwsze objawy dekoncentracji. Kiedy zmieniał podkowę na sucha na wzgórzu pojawił się jego daleki kuzyn – Jak. Byl ogromny, strasznie owłosiony i miał wielkie rogi, poza tym Osioł nigdy nie utrzymywał z nim kontaktu, dlatego czym prędzej przekroczył rzekę i pomaszerował dalej.

Ogromny Jak przyszedł przywitać się ze swoim kuzynem Oslem.

Kilkaset metrów dalej Świnia rozemocjonowana przybiegła do Osla pokazujac mu zdjęcie i mówiąc:

– Ty, to chyba świstak, nie?

– No, to chyba faktycznie świstak – odparł Osioł.

Droga sie dłużyła, pieliśmy sie nieustannie w gore, a po Osle było widać coraz większe zmęczenie.

Daleko jeszcze?

Wkrótce potem, a było to na jakiś 4500 m n.p.m., zaczął padać deszcz, a droga była coraz bardziej stroma. Wtedy Świnia i Osioł zrozumieli, ze zdobycie tej góry to nie będzie pasza z burakami. Na szczęście Świnia odpaliła napęd na cztery racice, a Osioł na cztery kopyta…

Po deszczu, dalsza część trasy to taplanie się w błocie. Teoretycznie Świnia powinna się czuć jak u siebie w domu, ale nic z tych rzeczy. Od tego momentu zaczęła gadać do siebie jak to ma w zwyczaju na takich wysokościach. Lepiej, nie przytaczać tego, co wtedy mówiła…

Kilkanaście minut później Świnia nadal wspinała się pod gore majacząc sobie ździebko i zatrzymując się co parę minut dla wzięcia głębszego oddechu. Nagle katem oka spostrzegła dosłownie trzy metry od siebie jakies wielkie zwierze.

– Bóbr – pomyślała Świnia.

Plynnym ruchem racicy wyciągnęła z kieszeni telefon komórkowy, który przypadkiem się tam znalazł i zrobiła zdjęcie bestii. „Żeby nikt nie mówił, ze sobie to wymyśliłam!”. W międzyczasie Świnia mierząc się wzrokiem z bestia uświadomiła sobie, ze na 4700 m n.p.m. bobry raczej nie występują i to co widzieli wcześniej nie mogło być świstakiem, bo to tutaj jest kilka razy większe i bardziej przypomina tego gościa co kiedyś w reklamie owijał w sreberka.

– Musze zrobić mu normalne zdjęcie – pomyślała Świnia ciesząc się jak głupia z pierwszego w życiu spotkania ze świstakiem. Zaczęła powoli ściągać plecak i wyciągnęła z niego aparat. Niestety, świstak sie spłoszył i czmychnął do swojej nory.

Ale Osioł był daleko, dlatego Świnia usiadła i czekała z aparatem gotowym do strzału  Jej ośli upór wkrótce został nagrodzony:

Świstak himalajski

Tuz przed zachodem słońca Świnia zameldowała się na przełęczy GongmaruLa 5200 m n.p.m.

Warto było przyspieszyć na końcu, żeby zdążyć zobaczyć ostatnie promienie słońca chowające się za górami.

Kilkanaście minut później na przełęczy pojawił się Osioł, ale widać było po nim, ze wspiął się tak wysoko tylko dzięki uporowi charakterystycznemu dla jego gatunku.

Nie zatrzymując się na długo Świnia i Osioł ruszyli po ciemku w dol, ku dolinie Namaling, aby rozbić namiot i jakos przetrwać noc.

Na miejscu okazało sie, ze oprócz setek świecących w ciemnosci par ślepi kóz, owiec, i jaków stoi tam również „tea tent”. Kiedy weszliśmy do środka wszyscy siedzący tam ludzie odwrócili sie w nasza stronę śmiejąc sie od ucha do ucha.

– O co chodzi – pomyślała Świnia, ale odwróciła sie w stronę Osla, spojrzała na jego twarz i zrozumiała, ze nie co dzień do tego namiotu wchodzą dwa zwierzęta hodowlane.

Głód doskwierał bardzo. Tak bardzo, ze Świnia zaczęła wyobrażać sobie sama siebie na ruszcie lub w formie galarety. Niestety w „menu” tea namiotu były tylko chińsko – indyjskie zupki instant. Pożywiwszy sie odrobinę Świnia i Osioł znalezli miejsce względnie wolne od krowich placków, rozbili namiot i złożyli się do snu.

Niestety następnego ranka Osioł czul sie fatalnie i złożył wniosek formalny, aby dalsza wędrówkę przełożyć na następny dzien, a Świnia ten wniosek zaakceptowala i racica przybiła pieczatke. Tak, dzień trzeci, Osioł i Świnia spędzili odpoczywając w namiocie na 4800 m n.p.m. osaczeni przez stada kóz  owiec, krów i jaków, które co rusz próbowały sforsować grube mury namiotu i wbić sie do naszego przytulnego gniazdka.

Koleżanki ze stada

Droga na szczyt Kang Yatze z Namaling wydawała sie już prosta. 400 metrów w pisonie do Base Campu, a potem 1000 metrów wzwyż do wierzchołka góry, ale już „na lekko” zostawiając większość ekwipunku w bazie. Jednak czwartego dnia rano Osioł był na skraju wyczerpania i jak sam powiedzial „głowa bolała go jak nigdy wczesniej”. W tej sytuacji decyzja mogła być tylko jedna: Osioł musi jak najszybciej zejść niżej, bo następnej nocy na tej wysokości może nie przetrwać. Świnia pomogła mu spakować manatki, złożyła „oboz” i razem ruszyli raz jeszcze na przełęcz Gongmaru La 5200 m n.p.m. tym razem w druga stronę.

Osioł walczył jak lew, stawiajac kroki już tylko siłą woli. Po pokonaniu przełęczy droga w dol wydawała się już prosta, dlatego zwierzęta podkręciły tempo, bowiem im niżej, tym lepiej dla Osla.

Każde 100 metrów w dol zdawało się dodawać Oslowi sil. Kiedy byliśmy już na „bezpieczej” wysokości, poniżej 4000 m n.p.m. Osioł powiedział głęboko biorąc oddech:

– Powróciłem z krainy umarłych.

Jasnym sie stało, ze tym, razem

LEVEL 6 FAILED

…ale w ciągu całej gry straciliśmy dopiero pierwsze życie, wiec nadal jest szansa na pokonanie jeszcze trzech poziomów i dojście do walki finałowej…

Po powrocie do Polski relacje uzupełnimy filmami z trasy.

I jeszcze dla tych, którzy chcieliby zmierzyć się z górą Kang Yatze:

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  • w dobrych warunkach zdobycie szczytu Kang Yatze II 6175 m n.p.m. powinno zająć od 3-5 dni łącznie z powrotem do Shang Sumdo
  • szczyt Kang Yatze II 6175 m n.p.m. nie jest bardzo trudny technicznie, trzeba mieć ze sobą raki i czekan, kije trekingowe będą bardzo przydatne
  • przykładowe ceny wynajmu sprzętu w Leh: raki 50 Rs/dzień, czekan 50 Rs/dzień, śpiwór 50 Rs/dzień, namiot 200 Rs/dzień
  • żeby zdobyć szczyt najlepiej wystartować z wioski Shang Sumdo, do której codziennie oprócz niedzieli kursuje minibus z Leh o 15:00 z dworca minibusowego, cena biletu: 60 Rs
  • po drodze na szczyt mija się dwa tea tenty (w tym w Namaling), można tam wypić herbatę i kupić ciastka, ale lepiej zaopatrzyć się w prowiant jeszcze w Leh
  • pozwolenie na wejscie na szczyt kosztuje 2000 Rs za osobę i można go nabyć w Base Campie 5130 m n.p.m.
  • bus powrotny z Sang Sumdo do Leh jedzie codz. o 8:00 oprócz niedzieli
  • mapę okolicy można nabyć na miejscu, ale nie jest ona zbyt dokładna

Orientacyjne czasy przejść:

  • Shang Sumdo 3600 m n.p.m. – Namaling 4800 m n.p.m. (przez przełęcz KongmaruLa 5200 m n.p.m.) -> 10-14 h
  • Namaling – Kang Yatze Base Camp 5130 m n.p.m. -> 3-4 h
  • KY Base Camp – Kang Yatze II 6175 m n.p.m. -> 6-9 h
  • szczyt Kang Yatze II – Namaling -> 5-7 h
  • Namaling – Shang Sumdo -> 8-10 h

 

mapa okolicy KY

nasza niedoszła…

Patryk Świątek

Autor Patryk Świątek

Lewa półkula mózgu. Analizuje, roztrząsa, prześwietla. Oddany multimediom i opisywaniu przygód. Laureat konkursów fotograficznych. Autor reportaży, lider stowarzyszenia "Łanowa.", założyciel "Ministerstwa podróży". Nie może żyć bez pizzy.

Więcej tekstów autora Patryk Świątek

Dołącz do dyskusji! 20 komentarzy

  • Świetne! Lubię takie pół żartem, pół serio podejście do spraw, które u wielu powodują zadęcie i połknięcie kija (a takie środowisko „wspinaczy” niewątpliwie jest). Widzę też, że nie wszyscy rozumieją, że niefrasobliwy ton niekoniecznie oznacza, że jesteście nieodpowiedzialni, a może nawet kamikaze 😉 Chyba właśnie zainspirowaliście mnie do napisania postu o nieudanym polskim ataku na Mount Bazarduzu w Kaukazie Wysokim w wykonaniu czterech dziewczyn ze Śląska (w tym mnie)!

  • Maja pisze:

    haha, chłopaki!! wspaniałe są Wasze relacje z podróży!!!! aż mi teskno za przygodą:) pozdrawiam serdecznie:)

  • http://katzebemol.blogspot.com pisze:

    Bardzo fajny opis. Jesteście pozytywnie zakręceni…..
    Myślę, że ten wypad był bardziej przemyślany, niż ten na Kazbek… 😉 Problemy z oddechem na takiej wysokości mogą się zdarzać, dlatego potrzebna jest aklimatyzacja. Wiadomo im więcej takich wypadów, tym mniej czasu będziecie potrzebować na aklimatyzację 😉
    Powodzenia w realizacji dalszych planów. Jednak nie zapominajcie o bezpieczeństwie 😉
    Pozdrawiam! 🙂

  • Watermelon-ka pisze:

    ale z Was pozytywne 'czubki; 🙂

  • kasia pisze:

    Swietny tekst z niesamowitym poczuciem humoru!

  • Dorr pisze:

    Po przeczytaniu waszego artykulu o zdobyciu gory Kazbek włosy jezyly mi sie na glowie. Jak widze postanowiliscie kontynuować swoj plan. Mając jeden 4-tysiecznik i jeden 5-tysiecznik w dorobku postanowiliscie wchodzic na 6k? Jest to bardzo niebezpieczne podejscie i przy nastepnej probie moze sie skonczyc jeszcze gorzej. Pochodzcie troche po trudniejszych technicznie 4-rkach, zrobcie w sposob zgodny z jakimikolwiek standardami bezpieczenistwa kilka 5-tek. Zdobądzcie odpowiednie doswiadczenie i skompletujcie sprzet potrzebny na wyższe gory (bo od rakow i czekana duzo wazniejsze sa odpowiednie ubrania i sprzet biwakowy). To ze fartem udalo sie zdobyc kazbek nie znaczy ze na kazdej kolejnej gorze warunki beda idealne a trasa malo meczaca. Proponuje zaczac od zaznajomienia sie jak powinna wyglądac aklimatyzacja przed atakowaniem wysokiej góry.

    • Bartek Szaro pisze:

      To nie do końca tak. Kang Yatze to prosta technicznie góra, nie wymaga umiejętności wspinaczkowych. Wiedzieliśmy dokładnie dokąd idziemy, rozplanowaliśmy całą trasę po kątem aklimatyzacyjnym (konsultując wcześniej proces aklimatyzacyjny ze znającymi się na rzeczy wspinaczami) lecz nie udało się. Byliśmy na to przygotowani, nie zakładaliśmy, że wskoczymy na szczyt od tak. Nie udało się, tym razem organizm nie dał sobie rady, trudno. Oczywiście wciąż staramy się pogłębiać naszą wiedzę na temat technik wspinania się, orientacji, biwakowania, sprzętu, aklimatyzacji i pozostałych elementów związanych z wysokogórskim wspinaniem tak, aby w przyszłości jak najbardziej minimalizować ryzyko niebezpieczeństwa.
      Sama relacja, fakt, ma charakter mało poważny, ale zapewniam, że nie wybraliśmy się tam jak sójka za morze.

      Na pewno też będziemy starać się zdobywać doświadczenie niżej zanim wybierzemy się w bardziej wymagający technicznie rejon.

      Dziękuję za radę i pozdrawiam!

  • Podobno koty mają aż 7 żyć 🙂

  • Fotograsia pisze:

    Zazdroszczę Wam tej umiejętności sponiewieranie się, z której ja niestety już chyba wyrosłam.  Pozdrawiam

  • Pawel Zmijkaa pisze:

    Mistrz, następnym razem osioł da radę! pozdrawiam i czekam na kolejną wyprawę!

  • Dorota pisze:

    Hej! jakbyście kiedyś trafili w okolice Puerto Montt w Chile to napiszcie 😛 zapraszamy na wspólne zwiedzanie! 😀 Pozdrawiam!
    Dorota
    —————————————————————————————————————————-
    http://www.pewnegorazuwchile.com

  • Dżastin pisze:

    Uśmiałam się:P serio! tekst b. dobry:)  powodzenia ! 

  • gosc pisze:

    beznadziejny tekst. moze przez ten kicz… poprzednie były ok

  • Droid pisze:

     Chłopaki możecie też w informacjach praktycznych zawrzeć jak wyglądały wasze przygotowania od strony sprzętu i jego kosztów? Bardzo minie to ciekawi.
    Powodzenia!

  • Ola pisze:

    szkoda! powodzenia następnym razem!

    Ola A.

    • Budda Budda pisze:

      nie stawajcie na murkach mani, to swiete miejsca!!!! (to te z choragiewkami modlitewnymi).zyczymy powodzenia nastepnym razem na szesciotysieczniku.Pozdrawiamy z Haridwaru Ewka i Daniel

Miejsce na Twój komentarz

*